Grudzień 2022

Na Słońcu odkryto ogromne fale Rossby'ego

Zespół naukowców kierowany przez specjalistów z Instytutu Badań Układu Słonecznego im. Maxa Plancka i z Uniwersytetu w Getyndze, odnalazł zawirowania plazmy na słońcu, znany jako fale Rossby'ego. Formacje te rozciągają się w kierunku przeciwnym do kierunku obrotu Słońca i utrzymują się przez kilka miesięcy osiągając maksymalną amplitudę na równiku gwiazdy. 

 

Przez dziesięciolecia naukowcy spekulowali na temat istnienia takich fal na powierzchni Słońca. Sugerowano to, ponieważ takie fale muszą być obecne na każdym wirującym układzie ciekłym. Słoneczne fale Rossby'ego są bliskimi krewniakami tych występujących w ziemskich oceanach i atmosferze.

 

Fale atmosferyczne Rossby widać na prawie każdej mapie pogody na półkuli północnej. Tworzą je meandrujące prądy strumieniowe w atmosferze, które oddzielają zimne powietrze polarnego na północy od cieplejszego powietrzem subtropikalnego na południu. 

Czasami te fale docierają do regionów równikowych i mogą wpływać na pogodę nawet w Australii. Fale tego typu, często nazywane planetarnymi, mogą wystąpić na każdym wirującym obiekcie. Powstają pod wpływem siły Coriolisa. Znajdujący się na Saturnie słynny sześciokąt,  może być również przejawem działania tych fal.

 

Istnienie fal Rossby'ego na powierzchni gwiazd zostało przewidziany jakieś czterdzieści lat temu. Ich słoneczne wersje mają bardzo małe amplitudy i okresy, więc są one niezwykle trudne do wykrycia. Badanie ich wymaga długotrwałych obserwacji o wysokiej precyzji. Aby potwierdzić ich istnienie przeanalizowano sześć zestawów danych z detektora HMI (Helioseismic and Magnetic Imager) na pokładzie należącego do NASA kosmicznego obserwatorium słonecznego - Solar Dynamics Observatory.

 

Obrazy z urządzenia HMI mają wystarczającą rozdzielczość, dzięki czemu można było monitorować ruch  na widocznej powierzchni Słońca. Obserwowano małej wielkości komórki konwekcyjne, mierzące około 1500 kilometrów. Dzięki temu znaleziono turbulencje na dużą skalę, który poruszały się w kierunku przeciwnym do kierunku obrotu gwiazdy. 

 

Fakt, że te fale są widoczne tylko w regionach równikowych był dla ekspertów zupełnym zaskoczeniem. Zaobserwowane wiry były stabilne przez kilka miesięcy. Dzięki temu naukowcy byli w stanie zidentyfikować wyraźną zależność między częstotliwością i długością fali, co pozwoliło bez wątpliwości zidentyfikować je jako fale Rossby'ego. 

 

 

Dodaj komentarz

loading...

Chiny potwierdzają obecność wody na Księżycu

Chang'e-5 to piąta misja eksploracji Księżyca w ramach chińskiego programu eksploracji Księżyca, uruchomionego 23 listopada 2020 r. Łazik wylądował na Księżycu 1 grudnia 2020 roku na północnym Oceanus Procellarum w pobliżu ogromnego kompleksu wulkanicznego Mons Rümker. Teraz okazało się, że chińskie urządzenie zebrało dowody na obecność wody na Księżycu, co znacznie przybliża możliwość budowy na powierzchni srebrnego globu stałej bazy.

 

Oceanus Procellarum, co po łacinie oznacza „Ocean Burz”, to rozległa księżycowa bazaltowa równina, która powstała w wyniku aktywności wulkanicznej spowodowanej zderzeniami pradawnych asteroid po drugiej stronie Księżyca. W miejscu lądowania Oceanus Procellarum Chang'e 5 pobrał ponad 60 próbek księżycowych z rdzenia o głębokości około metra. Lądownik Chang'e-5 oderwał się od Księżyca 3 grudnia, a orbiter zwrócił próbki na Ziemię 16 grudnia 2020 r. Od tego czasu naukowcy je badają.

 

W 2020 r. chińska sonda księżycowa Chang'e-5 po raz pierwszy potwierdziła obecność sygnału wody w skałach bazaltowych i glebie za pomocą pokładowej analizy spektralnej w czasie rzeczywistym. Wyniki badań potwierdziła analiza laboratoryjna próbek zwróconych przez urządzenie w 2021 roku. Teraz zespół Chang'e-5 ustalił, skąd pochodzi woda. Naukowcy opublikowali swoje odkrycia w czasopiśmie Nature Communications.

 

Chang'e-5 nie obserwował księżycowych rzek ani źródeł, raczej określił średnio 30 hydroksyli na milion w skałach i glebie na powierzchni Księżyca.Te cząsteczki, złożone z jednego atomu tlenu i jednego atomu wodoru, są głównym składnikiem wody, a także najczęstszy wynik reakcji chemicznej cząsteczek wody z innymi substancjami. Próbki pobrano w najgorętszej części dnia księżycowego, w temperaturze bliskiej 93°C) kiedy powierzchnia byłaby najbardziej sucha. Ten czas zbiega się również ze słabymi wiatrami słonecznymi, które mogą sprzyjać nawodnieniu, jeśli ich moc jest wystarczająco wysoka.

 

Chińscy naukowcy planują dalszą eksplorację Księżyca z następcami Chang'e-5, Chang'e-6 i Chang'e-7.

Dodaj komentarz

loading...

Klimat ma wpływ na kształt ludzkiego nosa

Jeśli nie jesteś zadowolony z kształtu nosa, powinieneś za to winić klimat, a nie swoich rodziców lub dziadków. W badaniu opublikowanym w tym tygodniu w czasopiśmie PLOS Genetics naukowcy z Uniwersytetu Stanowego w Pensylwanii doszli do wniosku, że ludzkie nosy mogą być kształtowane, przynajmniej częściowo, przez długi proces adaptacji do lokalnych warunków klimatycznych.

 

Ogólnie rzecz biorąc, szersze nosy są częściej spotykane w klimacie ciepłym i wilgotnym, a węższe nosy występują w zimnych i suchych strefach klimatycznych. Odkrycia opierają się na badaniu wielkości i kształtu nosów u osób z Afryki Zachodniej, z Azji Południowej, z Azji Wschodniej i Europy Północnej, a także ich przodków.

 

Badacze przyjrzeli się szerokości nozdrzy, odległości między nozdrzami, wysokości i długości nosa, zewnętrznej powierzchni oraz obszaru nozdrzy za pomocą obrazowania 3D twarzy. Wykazano, że szerokość nozdrzy jest silnie skorelowana z temperaturą oraz wilgotnością i raczej nie ma nic wspólnego z procesem, określanym jako dryft genetyczny.

 

Jedynym celem nosa jest kondycjonowanie powietrza, którym oddychamy, aby zapewnić, żeby było ono ciepłe i wilgotne, gdy dotrze do płuc, co pomaga zapobiec infekcjom. W obecnym badaniu stwierdzono, że węższe nozdrza zmieniają przepływ powietrza tak, że śluz w nosie może nawilżać i rozgrzewać powietrze skuteczniej.

 

„Prawdopodobnie bardziej istotne było posiadanie tej cechy w zimnych i suchych klimatach” – twierdzą naukowcy. „Osoby o węższych nozdrzach w chłodniejszych klimatach prawdopodobnie uzyskiwały lepsze osiągi i miały więcej potomstwa niż ludzie o szerszych nozdrzach w populacjach żyjących daleko od równika".

 

Nos miał jednak złożoną historię ewolucyjną, a naukowcy podejrzewają, że dodatkowe czynniki, takie jak preferencje kulturowe podczas wybierania partnera, również odgrywały rolę w kształtowaniu narządu. Badania nad ewolucją kształtu nosa i adaptacją klimatu mogą mieć konsekwencje medyczne i antropologiczne.

 

Studia nad adaptacją człowieka mają zasadnicze znaczenie dla zrozumienia występowania wielu chorób. Eksperci chcą ustalić, dlaczego niedokrwistość sierpowatokomórkowa, nietolerancja laktozy lub rak skóry są częściej identyfikowane w niektórych populacjach niż w innych. Eksperci są przekonani, że warto badać, czy kształt nosa i wielkość jamy nosowej wpływają na ryzyko zachorowania na choroby układu oddechowego pod kątem życia w klimacie różnym od tego, w jakim funkcjonowali przodkowie.

Dodaj komentarz

loading...

Bizantyjskie zapisy dat zaćmień Słońca umożliwiły udoskonalenie pomiarów obrotu Ziemi

Zapisy zaćmień Słońca sprzed 1500 lat pozwoliły naukowcom udoskonalić pomiary zmian w rotacji Ziemi.

 

Żmudna analiza dokumentów historycznych z Cesarstwa Bizantyjskiego pozwoliła naukowcom określić czas i miejsce pięciu zaćmień Słońca. Wyniki, choć zgodne z wcześniejszymi odkryciami, nakładają nowe, ściślejsze ograniczenia na zmienną prędkość rotacji Ziemi, dając nam lepsze zrozumienie tego, jak nasza planeta zmienia się w czasie.

 

Długość dnia wydaje się być dość wiarygodną, ​​niezmienną metryką. 24 godziny na dobę: 86 400 sekund. Tyle naszych zegarów liczy dzień po dniu. To jest rytm, w którym żyjemy. Ale to mała iluzja. Szybkość rotacji naszej planety zwalnia i przyspiesza pod wpływem wielu czynników, zarówno pod stopami, jak i nad głową.

 

Rozważ długoterminowy trend, w którym nasze dni powoli się wydłużają. Na podstawie szczątków kopalnych naukowcy doszli do wniosku, że 1,4 miliarda lat temu długość dnia wynosiła zaledwie 18 godzin, a 70 milionów lat temu była o pół godziny krótsza niż dzisiaj. Wygląda na to, że otrzymujemy 1,8 milisekundy na wiek. A potem są dziwne sześcioletnie fluktuacje: naukowcy odkryli, że dzień ziemski podlega fluktuacjom czasu o plus-minus 0,2 sekundy co mniej więcej sześć lat.

 

Wygląda na to, że chybotanie Ziemi może generować anomalie, takie jak niezwykle krótki dzień widziany w zeszłym roku. Od aktywności jądra, oporu atmosferycznego po rozszerzającą się orbitę Księżyca, na rzeczywistą długość ziemskich dni może wpływać wiele czynników.

 

Rozbieżność między ogólnie przyjętą długością dnia, na którą wszyscy ustawiamy zegary (czas uniwersalny, lub UT), a ustandaryzowaną metryką dokładnie mierzoną przez zegary atomowe (czas ziemski lub TT), najdokładniejsze dostępne instrumenty do pomiaru czasu, jest pomiarem znany jako ΔT (delta-T).

 

ΔT staje się naprawdę ważne, jeśli chodzi o zaćmienia Słońca. Dzieje się tak dlatego, że pozycje Słońca i Księżyca są obliczane i przewidywane za pomocą TT, ale cień Księżyca padnie na planetę działającą w UT. Dlatego musisz znać różnicę między tymi dwoma czasami, aby przewidzieć, gdzie zaćmienie będzie widoczne na Ziemi. Ale działa to też w drugą stronę! Jeśli znasz dokładny czas i lokalizację zaćmienia Słońca, możesz obliczyć ΔT. Naukowcom udało się określić ΔT na podstawie danych historycznych z Chin, Europy i Bliskiego Wschodu.

 

Teraz trzech naukowców, Hisashi Hayakawa z Uniwersytetu Nagoya, Koji Murata z Uniwersytetu Tsukuba i Mitsuru Soma z Japońskiego Narodowego Obserwatorium Astronomicznego, przestudiowało dokumenty historyczne z Cesarstwa Bizantyjskiego, aby zrobić to samo.

 

Jest to konieczne, aby wypełnić znaczną lukę: od IV do VII wieku ne istnieje skromna lista zapisów dotyczących zaćmień Słońca. To ciężka praca. Często zapisy nie zawierają szczegółów, które są ważne dla aktualnych badań. Ale naukowcy byli w stanie zidentyfikować pięć zaćmień Słońca na podstawie zapisów, które wcześniej nie były analizowane. Chociaż oryginalne relacje naocznych świadków z tego okresu są w większości zagubione, cytaty, tłumaczenia itp. zapisane przez późniejsze pokolenia dostarczają cennych informacji.

 

Oprócz wiarygodnych informacji o pozycji i czasie potrzebowano potwierdzenia całości zaćmienia: ciemności w ciągu dnia do punktu, w którym gwiazdy pojawiły się na niebie. Naukowcy byli w stanie określić prawdopodobny czas i lokalizację pięciu całkowitych zaćmień Słońca od 4 do 7 wieki we wschodnim regionie Morza Śródziemnego - w 346, 418, 484, 601 i 693 naszej ery. Wartości ΔT, które zespół był w stanie wywnioskować z tych wyników, były w dużej mierze zgodne z wcześniejszymi szacunkami. Były też jednak niespodzianki. Na podstawie raportu z zaćmienia, które miało miejsce 19 lipca 418 r., naukowcy określili miejsce obserwacji całości zaćmienia jako Konstantynopol.

 

Autor, historyk Filostorgius, opisuje zaćmienie w ten sposób: „Kiedy Teodozjusz [cesarz Teodozjusz II] osiągnął wiek dojrzewania, dziewiętnastego lipca, około godziny ósmej, Słońce zostało tak całkowicie zaćmione, że pojawiły się gwiazdy”. Filostorgius mieszkał w Konstantynopolu od około 394 roku aż do śmierci w 439 roku. Dlatego najprawdopodobniej stamtąd obserwował zaćmienie Słońca. Poprzedni model ΔT na ten czas umieściłby Konstantynopol poza ścieżką całkowitego zaćmienia - więc nagranie pozwoliło zespołowi na dostosowanie ΔT na ten czas. Inne wpisy również pokazują drobne korekty.

 

Nowe dane ΔT wypełniają znaczną lukę i pokazują, że margines ΔT dla V wieku powinien zostać skorygowany w górę, a dla VI i VII wieku w dół. Chociaż zmiany te mogą wydawać się niewielkie, mają one poważne konsekwencje. Nakładają one ściślejsze ograniczenia na zmienność obrotu Ziemi w skali stulecia i mogą posłużyć jako podstawa do przyszłych badań innych zjawisk geofizycznych, takich jak modelowanie wnętrza planety i długoterminowe zmiany poziomu morza.

Dodaj komentarz

loading...

Dwie trzecie gatunków zamieszkujących oceany pozostaje wciąż nieznanych

Nowe badanie zapewniło inny sposób patrzenia na bioróżnorodność oceanów na świecie. Według naukowców dwie trzecie organizmów morskich jest wciąż nieznanych nauce. Faktem jest, że żyją w większości na bardzo dużych głębokościach.

 

<--break->

W sumie naukowcy mówią o nieco ponad półtora miliona gatunków. Według różnych szacunków w oceanie żyje od trzech do stu milionów gatunków. Są też poglądy bardziej radykalne. W 2011 roku grupa naukowców ze Stanów Zjednoczonych stwierdziła, że ​​około 86% lądu i 91% organizmów morskich nie zostało jeszcze odkrytych. 

 

W najnowszym takim badaniu geolodzy ze Szwajcarii, Norwegii, Francji, USA, Niemiec i innych krajów połączyli siły, aby wykorzystać nową metodę analizy środowiskowego materiału genetycznego do oceny bioróżnorodności oceanów. Aby uzyskać wyniki, eksperci przeprowadzili sekwencjonowanie DNA 1,7 tys. próbek znalezionych na dnie rowów oceanicznych. W sumie mieli w rękach około dwóch miliardów sekwencji DNA.

 

W rezultacie z całego zestawu sekwencji nie udało się zidentyfikować prawie dwóch trzecich znalezionego DNA. Zdaniem naukowców wskazuje to na dużą lukę w zrozumieniu bioróżnorodności przez naukowców.

Dodaj komentarz

loading...

Wyjaśniono zjawisko długotrwałych wirów oceanicznych

Naukowcy z Wydziału Oceanografii Szkoły Podyplomowej Marynarki Wojennej (NPS) wyjaśnili zjawisko cyrkulacji oceanicznej, które może trwać od miesięcy do kilku lat. Według wyników badań opublikowanych w czasopiśmie Geophysical Research Letters, na czas istnienia stabilnych wirów wpływa topografia dna.

 

Wcześniej fizycy zakładali, że wiry oceaniczne lub pierścienie o średnicy kilkudziesięciu lub setek kilometrów powinny się rozproszyć w ciągu kilku tygodni z powodu niestabilności baroklińskiej - niestabilności prądów uwarstwionego wirującego ośrodka płynnego z pionowym ścinaniem prędkości. Jednak obserwacje pokazują, że niektóre cykle są w stanie przetrwać dziesięć lat.

 

Naukowcy wykazali, że stare modele nie uwzględniały chropowatości dna, czyli obecności podwodnych gór, grzbietów i dolin. Wykorzystali symulacje numeryczne z płaskim dnem i dnem o realistycznej topografii i wykazali, że wiry na nierównych powierzchniach utrzymują się znacznie dłużej niż ich identyczne odpowiedniki na płaskim dnie morskim.

 

Nowy model nosi nazwę „efekt papieru ściernego”, który analogicznie do powierzchni ściernej z nałożonymi na nią cząsteczkami ściernymi „wygładza” prądy w pobliżu dna oceanu, zwiększając stabilność i trwałość wirów na powierzchni. Jednocześnie występuje krytyczna wysokość chropowatości dna, która pozwala pierścieniom powierzchniowym zachować stabilność i zachować swoją strukturę przez wiele lat.

Dodaj komentarz

loading...

Legendarne „mityczne potwory”, które okazały się prawdziwe – smok z Komodo

Przed rokiem 1910 każdy naukowiec, który twierdziłby, że wierzy w istnienie gigantycznej jaszczurki podobnej do smoka, zostałby wyśmiany niczym eksperci wątpiący obecnie w antropogeniczne globalne ocieplenie. W tamtych czasach powszechnie wierzono, że gigantyczne jaszczurki to już przeszłość i nic na skalę smoka z Komodo nie może istnieć.

Kiedy poławiacze pereł wrócili z Małych Wysp Sundajskich w Indonezji, opowiadając o gigantycznych „krokodylach lądowych”, nikt nie traktował ich poważnie. Okazało się jednak, że była to prawda a nie kryptozoologiczne fantazje.

 

Dopiero, w 1910 roku, ekspedycja z Muzeum Zoologicznego Buitenzorg odwiedziła wyspę Komodo i opracowała pierwszy raport naukowy na temat tych stworzeń. Porucznik Jacques Carel Henri odwiedził wyspę i przyniósł do domu skórę smoka Komodo oraz fotografię.

 

Smok z Komodo pozostawał w dużej mierze tajemnicą do 1926 roku, kiedy druga ekspedycja wyruszyła na poszukiwanie smoka. Jej przywódca, W. Douglas Burden, powrócił z dwunastoma ciałami waranów z Komodo, a także dwoma żywymi zwierzętami. Dopiero wtedy smok z Komodo naprawdę opuścił królestwo kryptyd i wkroczył w świat „oficjalnej nauki”.

Dodaj komentarz

loading...

Naukowcy pokazali, jak będzie wyglądać Ziemia za 300 milionów lat

Nowy superkontynent na Ziemi pojawi się w rejonie Oceanu Spokojnego już za 200-300 milionów lat. Według naukowców z Curtin University w Australii stanie się to w wyniku zderzenia istniejących kontynentów.

 

Przez ostatnie 2 miliardy lat kontynenty Ziemi zderzały się ze sobą, tworząc superkontynent co 600 milionów lat. Oznacza to, że istnieje cykl superkontynentalny. W związku z tym za kilkaset milionów lat współczesne kontynenty powinny się ponownie połączyć.

 

Najstarszy z superkontynentów, którego istnienie udowodniła nauka, nosił nazwę Nuna. Powstała 1,8 miliarda lat temu, kolejna była Rodinia - 1 miliard lat temu i Pangea - 300 milionów lat temu

 

Geolodzy modelowali oczekiwany ruch płyt tektonicznych planety i na podstawie wyników stworzyli mapę Ziemi za 300 milionów lat. Zaproponowali przy tym nazwać nowy kontynent Amasia. 

Jego podstawą będą Ameryka i Azja, które połączą się ze sobą. Australia ma do odegrania szczególną rolę – jako pierwsza zadokuje do Azji, a potem „przymocuje” płyty tektoniczne.

W rezultacie Ocean Spokojny zniknie, a reszta połączy się w jeden superocean.

 

W Amasii poziom morza będzie niższy niż obecnie w różnych częściach świata. We wnętrzu superkontynentu będzie panować susza z dużymi dziennymi wahaniami temperatury.

Dodaj komentarz

loading...

Koniki polne udowodniły, że do normalnego istnienia gatunku wystarczą tylko samice

Uważa się, że rozmnażanie płciowe zapewnia gatunkom wielką korzyść. To właśnie w ten sposób powstaje więcej kombinacji genetycznych, co przyczynia się do odporności i przetrwania. Jednak całkowicie żeński gatunek pasikonika Warramaba virgo udowodnił, że bez tego też można z powodzeniem istnieć.

 

Gatunki partenogenetyczne, w których samice rozmnażają się bezpłciowo, są stosunkowo rzadkie. Wcześniej sądzono, że rzadkość tego typu rozmnażania bezpłciowego wynika z braku przystosowania potomstwa. Teraz naukowcy zmienili zdanie i zdecydowali, że powodem jest raczej złożoność.

 

„Żeński” gatunek Warramaba virgo nie tylko nie ustępuje innym konikom polnym, ale jest jedynym, który rozprzestrzenił się na całym kontynencie od zachodu do wschodu Australii. Naukowcy zasugerowali, że cały gatunek mógł wyewoluować z jednego, odnoszącego sukcesy osobnika. W rzeczywistości wszyscy pozostali członkowie populacji stali się jej klonami.

 

Znalezienie partnera wymaga czasu i energii oraz wiąże się ze zwiększonym ryzykiem drapieżnictwa. Jeśli możemy pozbyć się samców i nadal mieć zdolne do życia potomstwo, a gatunek kwitnie, to po co Warramba virgo miałaby uprawiać seks?

Dodaj komentarz

loading...

Fizycy znaleźli sposób na symulację pochodzenia szybkich rozbłysków radiowych - FRB

Szybkie rozbłyski radiowe to jedna z największych kosmicznych tajemnic naszych czasów. Są to niezwykle silne, ale niezwykle krótkie impulsy promieniowania elektromagnetycznego w zakresie długości fal radiowych, uwalniające w ciągu milisekund tyle energii, co 500 milionów Słońc.

 

Przez lata naukowcy zastanawiali się, co może powodować te krótkie rozbłyski w galaktykach odległych o miliony i miliardy lat świetlnych. Potem, w kwietniu 2020, dostaliśmy naprawdę mocny trop: krótki, potężny wybuch fal radiowych z czegoś wewnątrz Drogi Mlecznej – magnetara.

 

Sugeruje to, że te silnie namagnesowane martwe gwiazdy wytwarzają przynajmniej niektóre szybkie rozbłyski radiowe. Teraz fizycy wymyślili sposób na odtworzenie w laboratorium tego, co naszym zdaniem dzieje się w pierwszych etapach tych szalonych eksplozji, zgodnie z teorią elektrodynamiki kwantowej (QED).

 

Magnetar to rodzaj martwej gwiazdy zwanej gwiazdą neutronową. Kiedy masywna gwiazda dobiega końca swojego cyklu życia, zdmuchuje swoją zewnętrzną materię, a jądro, które nie jest już podtrzymywane przez zewnętrzne ciśnienie syntezy jądrowej, zapada się pod wpływem własnej grawitacji, tworząc supergęsty obiekt z silnym polem magnetycznym. To jest właśnie gwiazda neutronowa.

 

Niektóre gwiazdy neutronowe mają jeszcze silniejsze pola magnetyczne, wtedy stają się magnetarami. Nie wiemy, jak to się dzieje, ale ich pola magnetyczne są około 1000 razy silniejsze niż w typowej gwieździe neutronowej i biliard razy silniejsze niż ziemskie.

 

Naukowcy uważają, że szybkie rozbłyski radiowe są wynikiem napięcia między polem magnetycznym tak silnym, że zniekształca kształt magnetara, a wewnętrznym ciśnieniem grawitacji.

 

Uważa się, że pole magnetyczne jest również odpowiedzialne za przekształcenie materii w przestrzeni wokół magnetara w plazmę składającą się z par materia-antymateria. Pary te składają się z ujemnie naładowanego elektronu i dodatnio naładowanego pozytonu i uważa się, że odgrywają one rolę w emisji rzadkich, powtarzalnych, szybkich błysków radiowych.

 

Ta plazma nazywana jest parą plazmy i bardzo różni się od większości plazm we wszechświecie. Zwykła plazma składa się z elektronów i cięższych jonów. Pary materii i antymaterii w sparowanej plazmie mają równe masy i spontanicznie tworzą się i anihilują. Zbiorowe zachowanie sparowanej plazmy bardzo różni się od normalnej plazmy.

 

Ponieważ siła pól magnetycznych jest tak ekstremalna, naukowcy wymyślili sposób na stworzenie bliźniaczej plazmy w laboratorium przy użyciu innych środków, konkretnie laserów.

 

Prace zespołu zostały opublikowane w czasopiśmie Physics of Plasmas.

Dodaj komentarz

loading...