Październik 2020

Naukowcy wymyślili nową metodę wykrywania ciemnej materii

Pomimo wieloletnich poszukiwań, naukowcy do tej pory nie byli w stanie wykryć żadnych ostatecznych oznak ciemnej materii. Jednak nowy projekt detektora, który korzysta z miliarda maleńkich wahadeł, może w końcu przełamać impas.

 

Masa i grawitacja są ze sobą nierozerwalnie związane. Im większa masa obiektu, tym silniejsze jest jego przyciąganie grawitacyjne. Jednak astronomowie zauważyli, że najwyraźniej nie ma wystarczającej ilości widocznej materii, abyśmy mogli wyjaśnić obserwowane we Wszechświecie efekty grawitacyjne. Tak właśnie powstała koncepcja hipotetycznej ciemnej materii, która nie emituje i nie odbija promieniowania elektromagnetycznego. Innymi słowy, jest dla nas niewidzialna, choć według szacunków, stanowi około 80% masy Wszechświata

 

Dotychczasowe zaawansowane eksperymenty skupiały się między innymi na wykrywaniu cząstek ciemnej materii podczas interakcji ze zwykłą materią oraz wykrywaniu zakłóceń elektrycznych i magnetycznych, które mogą być wywoływane przez hipotetyczne cząstki, zwane aksjonami. Mimo wszelkich starań, nie udało się odnaleźć śladu ciemnej materii. Jednak najnowszy pomysł może wreszcie odmienić ten stan rzeczy.

Naukowcy z Narodowego Instytutu Standaryzacji i Technologii (NIST) zaprojektowali eksperyment, który koncentruje się na właściwości charakterystycznej dla ciemnej materii – jej silnego wpływu grawitacyjnego. Pomysł zakłada wykorzystanie miliarda małych wahadeł, które zostałyby zawieszone w przestrzeni, a ich ruchy byłyby monitorowane przez lasery. Eksperyment ten polega na tym, że jeśli cząstka ciemnej materii przejdzie przez ten detektor, jej masa powinna poruszyć najbliższe wahadełka. Po usunięciu „szumu” otoczenia, naukowcy mogliby wyróżnić wpływ ciemnej materii.

 

Powyższy pomysł może odnieść sukces, ponieważ skupia się wyłącznie na znanym wpływie grawitacyjnym ciemnej materii. Jedynym nieznanym czynnikiem byłaby masa potencjalnych cząstek. Naukowcy zaproponowali, aby instrument skupiał się na cząstkach o masie od jednej pięciotysięcznej miligrama do kilku miligramów. To zupełnie nowe podejście może pomóc rozwiązać jedną z największych zagadek współczesnej astronomii.

 

 
 

 

 

Dodaj komentarz

loading...

Astronomowie po raz pierwszy zmierzyli odległość do magnetara

Międzynarodowy zespół astronomów dokonał pierwszego bezpośredniego pomiaru geometrycznego odległości do magnetara, który znajduje się w Drodze Mlecznej. Ustalenie dystansu może pomóc w rozwiązaniu zagadki szybkich błysków radiowych i ustaleniu, czy magnetary są źródłem tych emisji.

 

Magnetary to odmiany gwiazd neutronowych, są bardzo gęstymi pozostałościami masywnych gwiazd, które eksplodowały jako supernowe i mają potężne pola magnetyczne – nawet bilion razy silniejsze od pola magnetycznego Ziemi. Magnetary mogą emitować silne rozbłyski promieniowania rentgenowskiego i gamma, a według naukowców, obiekty te mogą także odpowiadać za pojawianie się tajemniczych szybkich rozbłysków radiowych.

 

Magnetar XTE J1810-197 został odkryty w 2003 roku i jest jednym z nielicznych znanych nam obiektów, które emitują impulsy radiowe. Sygnały te obserwowano w latach 2003-2008, po czym emisja ustała na 10 lat. Magnetar wznowił wysyłanie impulsów radiowych w grudniu 2018 roku.

 

Korzystając z systemu 10 radioteleskopów Very Long Baseline Array (VLBA), astronomowie prowadzili obserwacje magnetara XTE J1810-197 od stycznia do listopada 2019 roku oraz w marcu i kwietniu 2020 roku z dwóch przeciwległych stron orbity Ziemi wokół Słońca. Dzięki temu można było uzyskać efekt paralaksy, czyli zobaczyć magnetar w nieco innej pozycji względem odległych obiektów w tle.

Źródło: Sophia Dagnello, NRAO/AUI/NSF

Astronomowie dokonali zatem pierwszego takiego pomiaru i obliczyli, że jest to jeden z najbliższych znanych nam magnetarów, położony około 8100 lat świetlnych od Ziemi. Ze względu na stosunkowo niewielki dystans, magnetar ten stanie się obiektem przyszłych badań.

 

28 kwietnia, inny magnetar, oznaczony jako SGR 1935 2154, wyemitował krótki błysk radiowy, który był najsilniejszy, jaki kiedykolwiek zarejestrowano w Drodze Mlecznej. Choć emisja wciąż nie była tak silna jak FRB z innych galaktyk, zjawisko to sugerowało, że magnetary mogą emitować szybkie błyski radiowe. Dlatego obserwacje magnetara XTE J1810-197 mogą pozwolić wyjaśnić zagadkę tajemniczych błysków radiowych.

 

Dodaj komentarz

loading...

Najnowsze mikroroboty mogą wchodzić w interakcje z ludzkim układem nerwowym

Najnowsze mikroroboty mogą wchodzić w interakcje z komórkami nerwowymi, naprawiać je i regenerować. W przyszłości doprowadzi to do nowej terapii dla pacjentów z urazami układu nerwowego. Małe roboty mogą pełnić rolę łączników dla komórek nerwowych, wypełniając luki między dwiema różnymi grupami komórek.

 

Te mikroskopijne płaty mogą prowadzić do tworzenia bardziej złożonych sieci, co może prowadzić do ich regeneracji. Naukowcy poinformowali o tym w publikacji Science Advances.

 

Inżynierowie Eun Hae Kim i Hong Soo Choi z Instytutu Nauki i Technologii Daegu Gyeongbuk w Korei Południowej oraz ich koledzy po raz pierwszy przedstawili prostokątne roboty o długości 300 mikrometrów. Cienkie urządzenia poziome mogą wymieniać wiadomości z innymi komórkami i integrować się z istniejącymi strukturami.

 

Każdy taki robot jest wyposażony w sto komórek nerwowych, a mikrorobot został zaprogramowany do integracji z wysepkami komórek nerwowych i wypełnienia tych luk. Wirujące pola magnetyczne wysłały mikrorobota w kierunku celu. Gdy mikrorobot się zbliżał, naukowcy wykorzystali bardziej stabilne pole magnetyczne, aby ustawić urządzenie między dwiema grupami komórek.

 

Stworzenie tych łat neuronowych może pomóc naukowcom w lepszym projektowaniu replik złożonych sieci komórek nerwowych w mózgu. Takie systemy mogą również prowadzić do nowych sposobów badania wzrostu komórek nerwowych, a eksperymenty mogą prowadzić do nowych terapii dla osób z uszkodzeniami układu nerwowego.

 

Dodaj komentarz

loading...

Zdaniem ekspertów ludzie emitują gazy cieplarniane 10 razy szybciej niż wulkany

Klimatolodzy przeanalizowali, ile dwutlenku węgla wyemitowały wulkany w starożytności i ile tego związku chemicznego produkuje się dzisiaj w wyniku działalności człowieka. Porównanie tych wartości wykazało, że ludzkość emituje gazy cieplarniane szybciej niż starożytne aktywne wulkany.


Ocieplenie zaczęło się na Ziemi 50 milionów lat temu. Temperatura planety wzrosła wtedy o 5 do 8 stopni Celsjusza w stosunkowo krótkim okresie geologicznym, który nazywany jest maksimum termicznym paleocenu-eocenu. Badania pokazują, że większość starożytnych emisji pochodzi z aktywności wulkanicznej, prawdopodobnie związanej z powstaniem Islandii.

 

W nowym artykule opublikowanym w czasopiśmie Proceedings of the National Academy of Science klimatolodzy wykazali, że 55,6 milionów lat temu, w ciągu kilku impulsów trwających 4000 do 5000 lat, ocean pochłonął około 15 biliardów ton metrycznych węgla. Jednak pomimo ogromnych ilości gazów cieplarnianych emitowanych do atmosfery klimat Ziemi nie ucierpiał zbytnio, ponieważ proces ten trwał tysiące lat i środowisko miało czas, aby się do niego przystosować.

Naukowcy twierdzą, że chociaż dzisiaj ludzkość emituje mniej dwutlenku węgla niż starożytne wulkany, robi to znacznie szybciej. Wyniki pracy pokazują, że wartości te różnią się co najmniej dziesięciokrotnie. Kluczowym faktem w nowych badaniach jest metoda pomiaru poziomu dwutlenku węgla w okresie maksimum paleocenu-eocenu. W tym celu naukowcy rozpoczęli eksperymenty z żywymi gatunkami starożytnych organizmów - otwornicami. 

 

Te organizmy morskie z muszlami były od dawna wykorzystywane przez paleoklimatologów do analizy zawartości dwutlenku węgla w przeszłości Ziemi. Jednak w nowej pracy naukowcy postanowili wziąć żywe otwornice i sprawdzić, jak zachowują się w wodzie o różnym stężeniu dwutlenku węgla. W rezultacie autorom udało się uzyskać dokładniejszą wartość stężenia - niż pozwalały na to poprzednie metody.

 

 

Dodaj komentarz

loading...

Fizycy znaleźli sposób na przekształcenie diamentu w metal

Badacze odkryli niedawno, że diamenty można przekształcić w metal lub półprzewodnik. Aby to zrobić, wystarczy go zgiąć. To nowe podejście może zostać wykorzystane do stworzenia zaawansowanej elektroniki przyszłości. Osiągnięcie zostało opisane w artykule naukowym opublikowanym w czasopiśmie PNAS.

 

Wszystko zaczęło się jeszcze w 2018 roku, kiedy to zespół kierowany przez Subra Suresha z Nanyang Technological University w Singapurze wyhodował podobne do gumy diamenty. Cenny materiał w rękach badaczy przybrał postać igieł o średnicy zaledwie 0,3 mikrometra. Igłę można było wygiąć o 9% rozciągając ją bez złamania. Jest to niespotykana dotąd właściwość u diamentów.


Teraz ten sam zespół wraz z kolegami z Massachusetts Institute of Technology oraz Skolkovo Institute of Science and Technology uzyskali kolejny niesamowity wynik. Naukowcy odkryli, że materiał takiej zdeformowanej końcówki można przekształcić się z izolatora w półprzewodnik, a następnie w metal. Należy jednak w tym miejscu nieco zauważyć, że jak dotąd, zostało to wykazane jedynie w symulacjach komputerowych.


To, czy materiał będzie przewodził prąd, zależy od tak zwanej przerwy energetycznej. Jest to energia, którą trzeba przekazać elektronowi w atomie, aby opuścił on okolice swojego rodzimego jądra i udał się w podróż przez kryształ. W przypadku metali przerwa energetyczna wynosi zero. Z tego powodu metale są doskonałymi przewodnikami.

 

Półprzewodniki przejawiają natomiast przerwę energetyczną nieco powyżej zera, ale niewiele (na przykład krzem ma około 1,2 elektronowolta). Przewodzą one prąd znacznie gorzej niż metale, ale można z nich wykonać różne elementy elektroniczne, w tym przede wszystkim tranzystory. Diament z wartością 5,6 elektronowolta znajduje się na styku półprzewodników i dielektryków (izolatorów). Zwykle nadal jest uważany za izolator, chociaż można go uznać za zły półprzewodnik.

 

Jednak jego deformacja może zmienić wszystko. Wpływa ona na układ atomów w sieci krystalicznej, a wraz z nim na siły działające na elektrony.  Autorzy nowej pracy po raz pierwszy pokazali, że można radykalnie zmienić właściwości substancji i w ten sposób uczynić z niej półprzewodnik, a nawet metal. Mało tego, ta przemiana jest całkowicie odwracalna a wyprostowana igła odzyskuje normalne właściwości elektryczne.

 

Przypomnijmy, że fizycy nie tworzyli diamentowych nanoigieł z cennych prawdziwych diamentów. Materiał był rezultatem obróbki węgla. Paradoksalnie, diamentowa elektronika może okazać się stosunkowo niedroga w produkcji. Przy odpowiednim wykorzystaniu tej technologii, z diamentów można byłoby stworzyć: tranzystor, jasną diode LED lub fotokomórkę, która przekształca padające promieniowanie w prąd elektryczny. Wygląda na to, że możemy być u progu nowej rewolucji w zaawansowanych technologiach.

Dodaj komentarz

loading...

Badacze opisali jak będą wyglądać ludzie za 1000 lat. Jest to nieco szokujący widok

Naukowcy z Uniwersytetu Flinders i Uniwersytetu w Adelaide przeprowadzili badanie ewolucji człowieka i doszli do wniosku, że doszło do jej znacznego przyspieszenia. Twierdzą oni wręcz, że zachodzi szybciej niż kiedykolwiek w ciągu ostatnich 250 lat.

 

Praca naukowa, opublikowana w Journal of Anatomy, wymienia zmiany, które zaszły i wciąż zachodzą w gatunku Homo sapiens. Na ich bazie, naukowcy pokusili się o spekulacje odnośnie tego jak będzie wyglądać człowiek za tysiąc lat.


Jako główną cechę rozwoju, można przyjąć, że wzrost ludzi zacznie oscylować w okolicach dwóch metrów. Wynika to głównie z konsekwentnej poprawy w odżywianiu się ludzi i stale rozwijającej się medycyny. Ponieważ od dawna obserwuje się, że ludzkie szczęki stale się zmniejszają za tysiąc lat ludzkie usta staną się znacznie mniejsze. Uważa się również, że ludzkie ręce i palce staną się dłuższe, a oczy powiększą się, ponieważ rozpoznając emocje, ludzie będą kierować się głównie oczami rozmówcy, a nie mimiką twarzy.


Niepokojącym aspektem tej wizji jest spadek ilości istoty szarej w czaszkach ludzi. Ma on wynikać z aktywnego korzystania z urządzeń elektronicznych i braku konieczności zapamiętywania dużej ilości informacji. Reasumując, ludzie przyszłości zgodnie z tą wizją, mieliby o wiele gorszą pamięć i byliby znacznie mniej inteligentni od obecnych Homo Sapiens. Czy wizja badaczy zrealizuje się w odległej przyszłości? Żadne z nas na całe szczęście i tak się o tym nie przekona.

 

 

Dodaj komentarz

loading...

Unia Europejska stworzy cyfrową wersję Ziemi

Unia Europejska chce stworzyć Ziemię w wersji cyfrowej. W ramach projektu Destination Earth, powstanie cyfrowy odpowiednik naszej planety, który pozwoli na opracowywanie bardzo dokładnych prognoz pogody, a także na symulowanie atmosfery, oceanu, lądu i kriosfery oraz przewidywanie różnych zjawisk. Projekt naukowy jest także elementem wyścigu światowych mocarstw w zakresie superkomputerów.

 

Destination Earth będzie skupiał się przede wszystkim na klimacie oraz zachodzących w nim zmianach i pozwoli przewidzieć wpływ różnych decyzji na globalne ocieplenie. Projekt będzie wyróżniał się na tle innych dzięki niespotykanej dotąd rozdzielczości, wynoszącej 1 km. Typowe modele klimatyczne pracują w rozdzielczości 50 lub 100 km, natomiast Europejskie Centrum Prognoz Średnioterminowych (ECMWF) korzysta z jednego z najlepszych modeli na świecie, który pracuje przy rozdzielczości 9 km.

 

Zastosowanie najlepszego modelu klimatycznego pozwoli na bezpośrednie renderowanie konwekcji – pionowego transportu ciepła, kluczowego zjawiska dla powstawania chmur i burz, a także na dokładne symulacje oceanu, aby móc uchwycić zachowanie wirów. Dzięki temu, naukowcy będą mogli tworzyć znacznie dokładniejsze krótkoterminowe prognozy opadów, prognozy klimatyczne na kolejne miesiące i lata oraz przewidywać pożary, powodzie i inne zjawiska.

Projekt Destination Earth zostanie uruchomiony w 2021 roku i będzie działać na jednym z trzech superkomputerów, które Unia Europejska zainstaluje w Finlandii, Hiszpanii i Włoszech. Jednak już na samym wstępnie, naukowcy będą musieli zmierzyć się z poważnymi problemami. Jeden z nich polega na tym, że tak szczegółowe modele klimatyczne generują ogromne ilości danych. W 2019 roku przeprowadzono test modelu o rozdzielczości 1 km na jednym z najpotężniejszych superkomputerów na świecie Summit. Symulacja czterech miesięcy działania modelu wygenerowała tyle danych, że przeszukanie całego zestawu w poszukiwaniu użytecznych informacji z zaledwie kilku dni symulacji zajęło aż 6 miesięcy.

 

Projekt naukowy ma jeszcze jeden ważny cel. Unia Europejska postanowiła dołączyć do wyścigu superkomputerów i zainwestowała 8 miliardów euro w projekt superkomputera eksaskalowego, który będzie jednym z najpotężniejszych na świecie. Maszyna może być gotowa do pracy już w 2022 roku i będzie między innymi obsługiwała projekt Destination Earth.

 

Dodaj komentarz

loading...

Naukowcy określili maksymalną możliwą prędkość dźwięku

Gdy mówimy o prędkości dźwięku, zwykle mamy na myśli prędkość przemieszczania się fal dźwiękowych przez powietrze. Jednak dźwięk może poruszać się znacznie szybciej przez inne media. Tymczasem międzynarodowy zespół naukowców zdołał określić maksymalną możliwą prędkość dźwięku.

 

Zespół badawczy z Queen Mary University w Londynie, Uniwersytetu w Cambridge oraz Instytutu Fizyki Wysokociśnieniowej w Troicku doszedł do wniosku, że prędkość dźwięku jest zależna od dwóch fundamentalnych stałych - stałej struktury subtelnej oraz stosunku masy protonów do elektronów. Te dwa czynniki odgrywają ogromną rolę w różnych dziedzinach nauki - w tym przypadku we właściwościach materiałów.

 

Według teorii naukowców, prędkość dźwięku powinna być uzależniona od masy atomu, a więc im mniejsza masa, tym wyższa prędkość fal dźwiękowych. Dlatego zespół skupił się na wodorze, który może być ciałem stałym tylko przy ekstremalnie wysokim ciśnieniu powyżej 1 miliona atmosfer i występuje w jądrze planet gazowych, takich jak Jowisz. W takich warunkach, wodór może z łatwością przewodzić prąd elektryczny.

 

Zespół wykorzystał mechanikę kwantową, aby sprawdzić, jak szybko dźwięk będzie się poruszał przez metaliczny wodór. Z przeprowadzonych obliczeń wynika, że prędkość ta wynosi 36 km/s – to jest ponad 100 razy szybciej niż średnia prędkość przemieszczania się fal dźwiękowych przez powietrze, która z kolei wynosi 343 m/s, a także 3 razy szybciej niż poprzednio zmierzona prędkość maksymalna 12 km/s przez diament.

 

Zdaniem naukowców, badania te mogą znaleźć dalsze zastosowania naukowe np. w fizyce materii i materiałoznawstwie. Wiedza na temat maksymalnej możliwej prędkości dźwięku pozwoli znaleźć i zrozumieć granice różnych właściwości, takich jak lepkość i przewodność cieplna - istotnych dla nadprzewodnictwa wysokotemperaturowego, plazmy kwarkowo-gluonowej, a nawet fizyki czarnych dziur.

 

Dodaj komentarz

loading...

Naukowcy ostrzegają przed kolejną wielodniową burzą magnetyczną

Na przełomie września i października Ziemia doświadczyła silnej i długotrwałej burzy magnetycznej. Była ona spowodowana przez grupę dziur koronalnych. Wygląda na to, że nie zniknęły i wkrótce zaczną znowu omiatać naszą planetę strumieniami plazmy.

 

Astrofizycy przewidują conajmniej pięciodniową burzę magnetyczną w drugiej dekadzie października, która nasili się 25 października. Według prognoz burza magnetyczna klasy G1 rozpocznie się 21 października i potrwa do 24 października, kiedy przekształci się w średniej wielkości burzę G2. Potem ziemska magnetosfera będzie pod wpływem naporu wiatru słonecznego przez kolejne trzy dni i wszystko powinno powrócić do normy dopiero 29 października.

W sumie istnieje pięć poziomów klasyfikacji burz magnetycznych - od G1 do G5. Uważa się, że słaba burza może wywołać drobne zakłócenia w pracy systemów elektroenergetycznych, a także wpłynąć na ścieżki migracji ptaków i zwierząt. Silniejsze burze powodują zakłócenia w łączności krótkofalowej i systemach nawigacji, a także przerwy w dostawie prądu w sieciach przemysłowych. Istnieją też dowody naukowe potwierdzające, że w czasie burz magnetycznych nasze organizmy funkcjonują inaczej. Stwierdzono na przykład spowolnienie przepływu krwi w naczyniach włosowatych.

 

Ponadto zwiększona aktywność słoneczna, która zwykle powoduje burze magnetyczne, może spowodować, że zorze polarne będą widoczne na szerokościach geograficznych bardziej na południe niż zwykle. Jeśli poziom fluktuacji magnetycznych wzrośnie do poziomu Kp6 może się udać zaobserwować zorzę nawet z terenu Polski.

 

 

Dodaj komentarz

loading...

Brytyjski producent samolotów zapowiada pierwsze autonomiczne loty pasażerskie

Powszechnie uważa się, że autonomiczne samochody to przyszłość motoryzacji. A skoro pojawią się samojeżdżące samochody, to dlaczego nie wprowadzić autonomicznych samolotów pasażerskich? Dwie brytyjskie firmy zamierzają tego dokonać już w najbliższych latach.

 

Producent samolotów Britten-Norman nawiązał współpracę z firmą Blue Bear, która specjalizuje się w lotach autonomicznych. Wspólnymi siłami chcą opracować zaawansowaną sztuczną inteligencję, która początkowo będzie wspomagać pilotów, a docelowo całkowicie zastąpi człowieka na tej funkcji.

 

Projekt autonomicznych lotów pasażerskich będzie koncentrował się wokół samolotu pasażerskiego BN-2 Islander, który został zaprojektowany i wyprodukowany przez Britten-Norman oraz jest jednym z najlepiej sprzedających się komercyjnych typów samolotów produkowanych w Europie. Maszyna o rozpiętości skrzydeł 5 metrów i masie 1500 kilogramów może zabrać na pokład maksymalnie 9 pasażerów. BN-2 Islander wymaga krótkiego pasa startowego do startu i lądowania. Samoloty tego typu kursują między szkockimi wyspami.

Firma Britten-Norman oczekuje, że do 2025 roku, samoloty BN-2 Islander będą obsługiwane już tylko przez jednego pilota, a do 2030 roku, loty będą wykonywane w pełni autonomicznie. Będzie to zatem pierwszy na świecie komercyjny samolot pasażerski, sterowany przez sztuczną inteligencję.

 

Britten-Norman to nie jedyna firma, która chce tego dokonać. Wielkie koncerny lotnicze Airbus i Boeing również są zainteresowane nową technologią, która przede wszystkim pozwoli ograniczyć wydatki. Jednak autonomiczne samoloty pasażerskie, w przeciwieństwie do samojeżdżących samochodów, nie mogą sobie pozwolić na usterki, gdyż mogą one doprowadzić do poważnej katastrofy. Największym wyzwaniem będzie przekonanie ludzi do wejścia na pokład samolotu obsługiwanego przez komputer.

 

Dodaj komentarz

loading...